Kategorie
Porady

Niepełnosprawność dziecka dla kasy? To robią perfidne matki

Od kilku lat lawinowo rośnie liczba orzeczeń dotyczących niepełnosprawności wśród dzieci. Tendencja wzrostowa ma ścisły związek z ilością rozwodów. Pewnie zastanawiacie się dlaczego? Niepełnosprawność dziecka bowiem, to świetny „zarobek” dla samotnej matki. Jeszcze 7-8 lat temu prym wiodły dzieci z zespołem Aspergera, w ostatnich latach na prowadzenie zdecydowanie wysuwa się mutyzm wybiórczy.

Mutyzm wybiórczy, to zaburzenie o charakterze psychologicznym. Polega ono na tym, że w sytuacjach stresowych dziecko nie może mówić. Po prostu stoi sparaliżowane strachem i nie może wypowiedzieć słowa.
W tym wypadku pojęcie „sytuacja stresowa” może oznaczać np. wizytę u lekarza, zakupy w sklepie, egzamin w szkole czy odwiedziny u sąsiadki. Czyli sytuacje zupełnie normalne dla człowieka bez tego zaburzenia.

Dlaczego o tym piszę?

Dlatego, że mutyzm wybiórczy można łatwo przypisać dziecku w związku z przeżyciami, jakie spotykają dzieci podczas rozwodu rodziców, albo po powrocie z migracji, kiedy dziecko urodziło się za granicą i spędziło tam pierwsze lata swojego życia.

Rozwody są plagą ostatnich lat, a za tym idzie orzeczenia o niepełnosprawności maluchów. Dziecko samo obronić się nie może, więc można mu przypisać wszystko.

Jeśli dzieci faktycznie zmagają się z jakąkolwiek niepełnosprawną, doświadczony pedagog rozpozna na pierwszy rzut oka, a jeśli to jest choroba dla „zasiłku”, to również można szybko zauważyć, pod warunkiem, że dziecko regularnie uczęszcza do przedszkola czy szkoły.

Rozwody, a choroby i niepełnosprawność dziecka

Wyobraźmy sobie taką sytuację, a przecież większość na pewno wcale nie musi sobie wyobrażać. Małżeństwo dostaje rozwód, matka – taka u nas tradycja – odcina dziecko od ojca, zamyka w domu, odcina od rówieśników i rodziny byłego męża. Po czym zaczynają pojawiać się problemy, najpierw lęki, potem brak jakiejkolwiek rozmowy z „obcymi”. Diagnoza – mutyzm wybiórczy. Od diagnozy już prosta droga do orzeczenia. Kilka, a często jedna wizyta u psychiatry, kilka stówek i orzeczenie gotowe.

Mama dostaje dodatkowo 1971 zł zasiłku na świadczenia pielęgnacyjne na niepełnosprawność dziecka, bo przecież w takiej sytuacji pracować nie może, do tego alimenty, 500+ oraz inne zapomogi, o które mogą starać się matki dzieci niepełnosprawnych. Dodatkowo w sytuacji choroby dziecka sprawa podniesienia alimentów, dla sądu również jest prosta, a ojcowie z góry są na przegranej pozycji. Przecież terapia oraz leki kosztują, zatem miesięczne koszty utrzymania dziecka podnoszą się znacznie. Kto ma za to płacić? Oczywiście ojciec, dla sądu to nie podlega żadnej dyskusji.

Koleżanki zawsze doradzą

Rusza machina doradzania, którą najlepiej widać w szatni najmłodszych uczniów. Jedna, druga, trzecia mama rozwiedziona i okazuje się, że każde dziecko niepełnosprawne.

– Aniu idź do ośrodka pomocy społecznej należy ci się dopłata do czynszu

– Dzięki Magda, a wiesz, że dopłata do leków też ci się należy?

– Wiem, wiem, poza tym dziecko moje ma również darmowe obiady w szkole, a mnie za obiady płaci ośrodek pomocy społecznej

– No tak, przecież nie mamy żadnego dochodu

– Aha, żebyś nie zapomniała, że dopłata do prądu również jest dla nas

Po chwili wtrąca się Małgosia:

– Dziewczyny, koniecznie zapiszcie dzieci do Fundacji, ja mam badania bez kolejki, a w wakacje darmowe turnusy rehabilitacyjne, na które jeżdżę jako opiekun mojego dziecka, co odpocznę to moje. Do tego dostałam zwrot za laptopa, a wiecie, jak z fakturami, zawsze się ktoś znajdzie co wypisze, tak na laptopa, jak i terapię. Byłam u adwokata, jutro składam do sądu o podniesienie alimentów, wam też to radzę.

– Wiesz, że o tym nie pomyślałam – dodaje Ania

– Dziewczyny, spotkajmy się może na kawie jutro, jak przyprowadzimy dzieci i obgadamy wszystko.

– Świetny pomysł, to do jutra…

Tak, tak szkolne szatnie albo w ogóle spotkania przed szkołą to kopalnia wiedzy. Jedna matka, drugiej matce i tak mamy w każdej klasie kilkoro dzieci niepełnosprawnych.

Co na to ojcowie?

Ojcowie, choć często mają pełne prawa, nie mają pojęcia co za plecami kombinują ich byłe żony. Z reguły dowiadują się już po fakcie, gdy dostaną wezwanie do sądu na sprawę o podniesienie alimentów. Argumentem jest oczywiście niepełnosprawność dziecka. Orzeczenie jest „klepnięte”, a matka już dawno przecież korzysta z wszystkich przywilejów.

Jak zachować się w takiej sytuacji?

O ile ojciec interesuje się dzieckiem może walczyć. Jednak w Polsce, to walka z wiatrakami. Można stracić oszczędności życia na adwokatów, a matka przecież i tak zawszę będzie kochającą matką Polką, która wszystko robi tylko dla dobra dziecka i żaden sąd nie uwierzy, że to orzeczenie powstało na kolanie, często nawet bez wizyty dziecka u lekarza. Za kilkaset złotych.

Czy matki mają świadomość, co fundują swoim ukochanym dzieciom?

Na przestrzeni ostatnich lat, okazuje się, że dziecko to świetna maszynka do robienia pieniędzy. Na rozwodzie można tylko zyskać. Wystarczy przycisnąć małżonka, żeby kupił mieszkanie, bo przecież z dzieckiem na wynajmie, to jakoś nie bardzo. Kilka lat z zaciśniętymi zębami z każdą dodatkową pracą – w imię spłaty kredytu na zakup mieszkania, a potem można już tylko złożyć pozew o rozwód.

Rozwiedzione wcześniej koleżanki zawsze doradzą, co można zyskać na rozstaniu. Mieszkanie przecież zawsze dla matki, bo jest dziecko, więc na ulicę nikt matki nie wygoni. W dodatku już spłacone. Samochód zwykle też zostaje matce, bo która pojedzie komunikacją z dzieckiem gdziekolwiek, a taksówka za droga. Tatusiowie dla dobra dziecka są w stanie wiele zrobić, i jest to zrozumiałe, bo przecież to ich wymarzone dziecko. Bowiem często nie mają świadomości, że to zwykła gra psychologiczna. Rusza od razu cała lawina pomysłów, co jeszcze można z byłego męża „wycisnąć”, żeby zapewnić sobie byt do końca życia, nie kalając się żadną pracą.

A „niepełnosprawne” dzieci trafiają często na terapię z faktycznie chorymi dziećmi, które wymagają stałej opieki. Mama ma czas na kino, teatr, fryzjera, kosmetyczkę, spa, solarium i wszelkie inne przyjemności. Dziecko jakby nie było zarabia w tym czasie kasę. Rodzi się tylko jedno pytanie: Gdy dziecko dorośnie i zrozumie co się wokół niego dzieje, jak kochająca mamusia mu to wszystko wytłumaczy? Czy nie bierze pod uwagę, że dziecko ją znienawidzi za to co mu zrobiła?

Koniec podstawówki koniec problemów?

Orzeczenia wydawane są na jeden etap edukacji, czyli na etap I-III i IV-VIII. Często dzieci „niepełnosprawne” opuszczają zajęcia, aby tylko potwierdzić swoje deficyty. Matka przed ojcem i sądem musi przecież mieć argumenty i to dość solidne na niepełnosprawność dziecka. Dzieci zaczynają mieć zaległości w nauce, często nie otrzymują promocji do kolejnych klas. Mają coraz większe lęki, mają problemy z emocjami, zaczyna się stosowanie leków psychotropowych. Leki – to kolejne świetne rozwiązanie – dziecko śpi, mamusia idzie szukać kolejnego tatusia, a dziecko na pewno się nie obudzi, albo organizuje randkę w domu, tak w razie coś dla bezpieczeństwa.

Niepełnosprawność dziecka nie znika jednak wraz z wiekiem. Mamy doskonale wiedzą, że jak „załatwią” stopień umiarkowany, to tatuś płaci alimenty do końca życia dziecka, bo przecież takie dziecko nie może pracować. Zatem alimenty rosną wraz z potrzebami niepełnosprawnego dziecka, bo drożeją „wizyty”, drożeje „terapia”, drożeją „leki”. Wg polskiego prawa rodzice mają łożyć po połowie na utrzymanie dziecka. Jak to wygląda w praktyce, doskonale wiecie.

Co dalej z nauką?

Dzieci z lekkim stopniem niepełnosprawności (potrafiące czytać i pisać) często trafiają do Ochotniczych Hufców Pracy lub Zakładów Doskonalenia Zawodowego, gdzie uczą się konkretnego zawodu, ale już dzieci z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności (nie potrafiące czytać i pisać, których sprawność intelektualna zatrzymała się na etapie 9-latka) trafiają np. do ośrodka socjoterapeutycznego, bowiem dzieci niepełnosprawne są wycofane społecznie i wymagają stałej terapii. A co robi w tym czasie mama? Mama ma wolną chatę, dziecko jest w ośrodku z internatem, a kasa dalej wpływa na konto.

Co na to dyrektorzy szkół?

Dyrektorzy doskonale wiedzą, dyrektorzy mówią głośno w swoim środowisku, że opinie i orzeczenia, to kopiuj wklej, tylko dane dzieci się zmieniają. Dlaczego nic z tym nie robią? Każdy chce pracować, każdy zwykle ma rodzinę, o której bezpieczeństwo się boi. Rozwiedzione matki walczące o kasę w imię niepracowania do końca życia, uwierzcie, że są zdolne do wszystkiego. Dopóki sądy będą przyklaskiwać każdemu „świetnemu” pomysłowi matki, ilość niepełnosprawnych dzieci dla kasy na pewno nie zmaleje.

Jak tak dalej pójdzie, to panowie, będą się bali zostać ojcami, bo schemat „dzieci dla kasy” staje się coraz bardziej powszechny i coraz bardziej opłacalny z każdym nowym pomysłem naszego pro rodzinnego państwa.

Skąd moje doświadczenia?

Z kilkunastoletniej praktyki – pracy w szkole podstawowej, ośrodku socjoterapeutycznym, szkołach dla dorosłych ,współpracy z różnymi organami, które decydują o niepełnosprawności dzieci.

Tatusiom życzę dużo siły do walki, choć zdaję sobie sprawę, że jest to walka z wiatrakami. W razie potrzeby służymy pomocą i radą, jak zachować się i przede wszystkim co robić, żeby pod wpływem emocji, swojej sytuacji nie pogorszyć. Trzeba mieć na uwadze, że w takich przypadkach matki często ograniczają prawa rodzicielskie ojcom, aby móc diagnozować dzieci bez żadnych przeszkód w imię „kasy”. I pamiętajcie, wasze nowe partnerki (jeszcze nie żony), prowadząc z wami wspólne gospodarstwo przyczyniają się do powiększenia waszych dochodów, a tym samym podniesienia alimentów. Jednak ojcowie, jak i matki, też mają swoje sposoby. Zawsze trzeba być czujnym i krok do przodu, choć doskonale wiem, jakie to trudne.

*Imiona bohaterek zostały zmienione na potrzeby artykułu

*Artykuł powstał na podstawie sytuacji mających miejsce m.in. w Kielcach

*Dla bezpieczeństwa – imię i nazwisko autora pozostaje do wiadomości administratora strony

Wesprzyj nasze działania

Sprzeciwiamy się praktykom perfidnych matek!