Sytuacja dotyczy mojego narzeczonego, który jest po rozwodzie. Jego była żona od czasu rozwodu nie chce wydawać dzieci, ponieważ… sama nie wie dlaczego (najprawdopodobniej, aby zrobić na złość).
Po krótce opiszę sytuację, jednak jest to naprawdę niewielki ułamek sytuacji jakie mają miejsce.
Mój narzeczony zdecydował się na rozwód między innymi ze względu na agresywne zachowanie swojej ówczesnej żony. Zachowywała się w stosunku do niego w sposób co najmniej nieodpowiedni, wyzywając, niszcząc rzeczy, wybijając szyby w drzwiach, uderzanie w niego różnymi przedmiotami, a gdy wpadała w szał również okładała go pięściami.
Sam rozwód był dość ciężki, ponieważ była żona mojego narzeczonego uciekała się do różnych manipulacji, udawała ofiarę, podczas gdy nękała mojego narzeczonego wizytami, telefonami o różnych porach dnia i nocy oraz ciągłymi SMSami i wiadomościami głosowymi, w których groziła oraz szantażowała mojego narzeczonego (sprawa została zgłoszona do prokuratury i jest w trakcie). Zanim doszło do rozwodu minęły dwa lata, ze względu na ciągle zmieniane zdanie przez pozwaną.
Na pierwszej rozprawie narzeczonego zostało wydane zabezpieczenie kontaktów z dziećmi, ale zdarzały się sytuacje, że matka nie pozwalała widywać się dzieciom z ojcem. Obecnie dzieci mają 6 i 4 lat i od czasu rozwodu widziały się z ojcem tylko kilka razy i to na warunkach postawionych przez matkę (w ciągu ok. 6 mc). Każdy z nas myślał, że kiedy dojdzie do rozwodu, wyrok będzie prawomocny to emocje opadną i dzieci będą mogły widywać się z ojcem, niestety tak się nie stało, a nawet sytuacja się pogorszyła, ponieważ niewydawanie dzieci jest robione z premedytacją.
Według zabezpieczenia mój narzeczony powinien dostawać dzieci co drugi weekend w sobotę od 10 do 16 oraz niedzielę od 10 do 16. Przez sytuację materialną jaką mój narzeczony miał podczas rozwodu (wynajmował pokój) sąd uznał, że dzieci mogą być wydawane tylko na dzień bez nocowania, za to w wakacje są konkretne daty, od kiedy do kiedy dzieci mogą być na noc u ojca. Sąd również uznał, że dzieci są bezpieczne w obecności ojca i nie miał on obowiązku wskazywania adresu pod jakim będzie przebywał z dziećmi, ale prawa rodzicielskie ma ograniczone w związku z konfliktem z byłą żoną. Pierwotnym powodem nie wydawania dzieci był rzekomy brak kontaktu z ojcem dzieci, dlatego była żona naciskała na podanie numeru telefonu. Nadmienić muszę, że przy każdym odbiorze oraz odprowadzaniu dzieci była żona coś komentuje, często jest agresywna względem mojego narzeczonego, przeklina, pluje, wiąże się to z licznymi interwencjami policji co oczywiście widzą dzieci. Po kilku miesiącach naciskania o podanie numeru telefonu, mój narzeczony założył numer specjalnie do kontaktów z dziećmi i podał swojej byłej żonie, aby mogła wydawać mu dzieci. Mój narzeczony myślał, że jeżeli wyciągnie rękę to w końcu coś się zmieni. Niestety nic bardziej mylnego, do spotkania z dziećmi doszło tylko w jeden weekend. Telefon „dla dzieci” zrobił się telefonem do wylewania frustracji, kolejnych wiadomości o charakterze nękającym oraz obrażającym.
W rzeczywistości była żona mojego narzeczonego ma bardzo duży problem z tym, że on kogoś ma, chociaż do naszego spotkania nigdy nie doszło, bardzo często jestem obrażana a groźby są kierowane również w moją stronę.
Po pewnym czasie matka dzieci zaczęła wymuszać na narzeczonym podanie adresu zamieszkania i to nawet nie chodziło o adres pod jakim będą przebywać dzieci tylko konkretnie o nasz adres zamieszkania. Nie chcemy go podawać, ponieważ nauczeni doświadczeniem jesteśmy więcej niż pewni, że pod naszym mieszkaniem może dochodzić do różnych nieprzyjemnych sytuacji, a my nie chcemy dosłownie, aby z naszego domu robiono patologię.
To jedyne miejsce gdzie dzieci mogą tak naprawdę odpocząć, nie ma żadnych interwencji policji, nie ma krzyków, złości, przekleństw, nie chcemy im zabierać tego bezpieczeństwa.
Wizyty ojca z dziećmi są naprawdę bardzo sporadyczne, ostatnio widzieli się ponad miesiąc temu i widzę jak mój narzeczony tęskni za dziećmi. Obserwując dzieci kiedy były u nas zauważyłam, że są bardzo zastraszone (np. matka dzieci nie pozwalała nawet podać mi ręki na przywitanie, ani na mnie patrzeć), mój kontakt z nimi jest bardzo zachowawczy, ponieważ chcę dać im czas.
Ze względu na tą całą sytuację kontaktowałam się z psychologiem i odbywałam kilka spotkań, aby wiedzieć jak mogę dotrzeć do tych dzieci oraz sprawić, aby czuły się dobrze. Mój narzeczony również z takiej pomocy korzystał, gdyż nie wiedział jak ma radzić sobie z byłą żoną, poza tym bardzo martwi się o dzieci. Mój narzeczony wielokrotnie próbował porozmawiać, dojść do jakiegoś kompromisu, niestety bezskutecznie, nawet podczas mediacji żadne porozumienie nie zostało zawarte, gdyż matka dzieci wycofała się ze wszystkiego co było ustalone.
Wiemy, że kiedy dzieci nie są wydawane ojcu bardzo często po chwili są zawożone do dziadków lub spędzają czas z wujostwem. Pod adresem zamieszkania dzieci dochodziło do interwencji policji również z powodów nocnych libacji alkoholowych. W związku z takimi sytuacjami oraz patologicznego kłamania i przeinaczania rzeczywistości, bojąc się o dzieci mój narzeczony zgłosił sprawę do MOPRu.
Panie w Ośrodku nie były zbyt życzliwe komentując cyt. ”jest pan mężczyzną i z kobietą nie potrafi sobie pan poradzić?” czy „w tej sytuacji to my nie pomożemy, bo to nie jest sprawa dla MOPRu”.
Dlatego napisaliśmy pismo do Pani Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie i dopiero zostało wszczęte jakieś postępowanie. Niestety nie wiemy na jakim obecnie jest to etapie, pismo zostało złożone w maju, a sytuacja nadal jest bardzo napięta i jedyne co wiemy, to to, że pracownik ośrodka podobno był na rozmowie, na którą wcześniej się umówił z matką dzieci.
Wczoraj mój narzeczony ponownie nie spotkał się z dziećmi na wakacje. Powinny przebywać u niego dwa tygodnie. Narzeczony zauważył, że dzieci są wycofane i smutne, kiedy zwykle cieszyły się na jego przyjazd. Dzisiaj próbowaliśmy skontaktować się z pracownikiem MOPRu prowadzącym sprawę, jednak kontakt ten był dość utrudniony, dopiero po kilku godzinach starań narzeczony dowiedział się czegokolwiek.
Psycholog rozmawiał z dziećmi, ale nie stwierdził nic nieprawidłowego w ich zachowaniu. Rozmowa była przeprowadzana w domu pod obecność matki, oboje dobrze wiemy, że dzieci przy matce zachowują się inaczej niż same.
Niejednokrotnie podczas rozmowy telefonicznej na wideo bały się coś powiedzieć, bo matka stała z boku, a kiedy dzieci są u nas a ich matka dzwoni często nie mają ochoty w ogóle rozmawiać. Swoją drogą takie telefony zdarzają się na każdej wizycie (jeżeli w ogóle dzieci są wydawane), jest to jak sama matka powiedziała “kontrola ojca” dzieci, gdyż musi wiedzieć wszystko co robią, gdzie są i z kim (czy są jakieś osoby oprócz ich ojca). Narzeczony próbował dowiedzieć się od pracownika co może jeszcze zrobić, jednak nie uzyskał żadnej informacji. Martwi nas to “rozpatrywanie sprawy” przez MOPR, ponieważ przy ostatniej wizycie była żona narzeczonego dała mu wyraźnie do zrozumienia, że jego zgłoszenie niewiele pomoże, gdyż umie rozmawiać z pracownikami MOPRu i mówić, co trzeba.
Z moim narzeczonym nikt nie chce rozmawiać. Mam wrażenie, że sprawa jest z góry przesądzona bo to przecież “zawsze były mąż się mści na żonie”, a w rzeczywistości w większości przypadków jest odwrotnie.
Wiemy, że matka dzieci ma doskonałą zdolność przeinaczania rzeczywistości, podczas obecności obcych osób (policja lub inne osoby kontrolujące), udając ofiarę podczas kiedy tak na prawdę jest sprawcą. Naprawdę obawy co do przeprowadzonej kontroli mamy bardzo duże, a chodzi nam o dobro dzieci.
Dzisiejszego dnia ponownie narzeczony napisał pismo do Pani dyrektor MOPR, opisując sytuację, nasze obawy oraz pasywność ze strony prawników. Nie wiemy co możemy jeszcze zrobić. Mój narzeczony praktycznie całkowicie stracił wolę jakiegokolwiek działania. Wszystko czego próbował nie przyniosło żadnego rezultatu. Chciałabym pomóc mojemu narzeczonemu, ponieważ widzę jak on cierpi tęskniąc za dziećmi, ale i martwi się o synów. Wcześniej zdarzało się, że jadąc po dzieci nawet nie mógł się z nimi przywitać i wracał do domu z płaczem. We wrześniu tego roku odbędzie się sprawa w sądzie o kontakty z dziećmi ze względu na to, że nie jest to realizowane zgodnie z wyrokiem innego sądu. Niestety boję się, że to niewiele pomoże.
Była żona mojego narzeczonego czuję się osobą bezkarną, uważa, że skoro wychowuje dzieci to niezależnie od wyroków sądowych to ona może jedynie decydować o tym, czy dzieci będą widziały się z ojcem czy nie.
Dodatkowo nikt nie jest w stanie jej przemówić do rozsądku, gdyż uważa, że jako jedyna ma rację, poza tym wiele sytuacji przeinacza na swoją korzyść i nawet starszy z synów zaczął zauważać, że z mamą jest coś nie tak, opowiadał, że sam nie wie o co mamie chodzi.
Dzieci tak naprawdę są tak jakby pionkami w grze i grając na ich emocjach, wpajając im różne nieprawdziwe rzeczy do głowy odreagowuje frustrację na swojego byłego męża. Patrząc na to wszystko z boku zaczęłam po prostu działać, gdyż mój narzeczony jest już tak zrezygnowany, że nie ma sił na jakiekolwiek działanie. Kiedy próbował coś z tym robić, ciągle tylko słyszał komentarze w swoim kierunku oraz, że dzieci zawsze są przy matce w pierwszej kolejności dlatego musi się przyzwyczaić, bo on jest tylko ojcem i nie ma na nic wpływu.
Kiedy pojawia się jakaś iskierka nadziei entuzjazm szybko opadał, ponieważ nawet wyrok sądu jest niewystarczający, aby matka dzieci zaczęła w końcu umożliwiać dzieciom kontakt z ojcem. Proszę o jakąś poradę co mogę jeszcze zrobić, aby pomóc w takiej sytuacji?
W odpowiedzi na “Narzeczona postanawia działać. Chce pomóc alienowanemu partnerowi (Sprawa 265)”
Mam dokladnie to samo .Sedziowie w Radomiu leją na dzieci , ex krzywdzi je ile może bezkarnie